W Polsce produkuje się rocznie około 27 tysięcy ton miodu, a eksportuje się ponad 14 tysięcy. Mimo rosnącej liczby pasiek, krajowa produkcja nie pokrywa rosnącego zapotrzebowania rynku. Szacuje się, że łącznie konsumpcja miodu w Polsce wynosi niecałe 40 tysięcy ton, co oznacza, że każdego roku ok. 27 tysięcy ton – musimy importować. Ponieważ tak jak Polsce, tak i w całej Unii Europejskiej, produkcja miodu jest średnio o 40% niższa niż spożycie, coraz częściej sięgamy po miód spoza wspólnoty. Import miodu pozwala utrzymać ciągłość dostaw oraz zapewnia konsumentom różnorodność smaków na sklepowych półkach.
W Polsce pszczelarstwo cieszy się coraz większym zainteresowaniem – zarówno wśród rolników, jak i hobbystów. Według najnowszych danych Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, liczba rodzin pszczelich systematycznie rośnie. W 2023 roku liczba rodzin pszczelich wyniosła 2,4 mln, co stanowi 12% populacji UE i oznacza wzrost o 85% w porównaniu z 2014 rokiem. Liczba pszczelarzy osiągnęła 97 tys. osób, co również stanowi 12% unijnego udziału i oznacza wzrost o 68% względem 2014 roku. W ostatnich latach obserwujemy również dynamiczny rozwój pasiek na terenach wiejskich, a także w miastach, gdzie modne staje się miejskie pszczelarstwo. Jednak mimo wzrostu liczby pszczół i gospodarstw pasiecznych, nie idzie za tym trwały wzrost produkcji miodu.
– Warto jednak zaznaczyć, że w ostatnich latach obserwuje się również silne próby deprecjacji jakości miodu dostępnego na polskim rynku, podejmowane przez zagraniczne zrzeszenia i laboratoria. Instytucje te próbują wdrażać nieuznawane powszechnie metody oceny jakości takie jak DNA, które w wielu przypadkach odbiegają od standardów przyjętych w Unii Europejskiej i nie są zatwierdzone przez EFSA (Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności) ani krajowe instytuty badawcze. – tłumaczy profesor Wyższej Szkoły Bezpieczeństwa w Poznaniu Mirosław A. Michalski.
– Zamiast realnie podnosić jakość, działania te prowadzą do podważania wiarygodności miodów dopuszczonych do obrotu i mogą być narzędziem presji ekonomicznej. W rzeczywistości mogą służyć interesom handlowym i być elementem strategii zmierzającej do osłabienia pozycji polskich producentów oraz przejęcia części rynku przez podmioty zagraniczne. W tym kontekście szczególnie istotna staje się rzetelna certyfikacja, transparentność łańcucha dostaw oraz ochrona renomy krajowych produktów – kontynuuje ekspert.
Pasieki rosną, ale to natura rozdaje karty
Główna bariera to zmienne i coraz bardziej nieprzewidywalne warunki pogodowe.

– Pogoda wpływa bezpośrednio na okresy kwitnienia roślin, a tym samym na dostępność pożytków dla pszczół. Krótszy okres wegetacji oraz częste zjawiska ekstremalne, takie jak susze czy przymrozki, znacząco obniżają zbiory miodu. Nie bez znaczenia jest także stan środowiska. Zmniejszająca się bioróżnorodność, monokultury uprawne oraz nadmierne stosowanie środków ochrony roślin ograniczają liczbę roślin miododajnych i pogarszają zdrowie pszczół. – mówi Sekretarz Polskiej Izby Miodu Przemysław Rujna.
Choć sektor pszczelarski ma duży potencjał, jego stabilność wciąż zależy od czynników naturalnych, na które producenci mają ograniczony wpływ. Mimo wyzwań klimatycznych Polska pozostaje jednym z wiodących producentów miodu w Unii Europejskiej. Krajowe miody cieszą się dużym uznaniem zarówno w kraju, jak i za granicą. Rzepakowy, lipowy, wielokwiatowy, a także bardziej charakterystyczny gryczany – każdy z nich ma swoich wiernych konsumentów, nie tylko w naszym kraju.
Polscy producenci aktywni na światowych rynkach miodu
Oprócz roli producenta, Polska jest również aktywnym uczestnikiem unijnego rynku handlu miodem – eksportujemy spore ilości tego surowca. W 2023 roku eksport miodu wyniósł łącznie 14 tys. ton, z czego 1,2 tys. ton (czyli 9%) trafiło do krajów trzecich spoza Unii Europejskiej.
Największym odbiorcą były Niemcy, które zakupiły 2,7 tys. ton miodu (19% całkowitego eksportu). Na kolejnych miejscach znalazły się Włochy (1,9 tys. ton – 14%), Hiszpania (1,4 tys. ton – 10%) oraz Grecja (1,3 tys. ton – 10%).
– Import niejednokrotnie bywa postrzegany negatywnie. Warto jednak spojrzeć na niego z innej perspektywy. Import nie oznacza słabości krajowego rynku, lecz w tym wypadku świadczy o jego elastyczności i zdolności do reagowania na potrzeby konsumentów. – tłumaczy Przemysław Rujna z PIM.
Miód z Chin, Ukrainy czy Ameryki Południowej stanowi uzupełnienie krajowej produkcji, zwłaszcza w latach takich jak obecny sezon – o niskich zbiorach. Umożliwia utrzymanie ciągłości dostaw, stabilizację cen i rozszerzenie oferty o odmiany egzotyczne, których nie produkuje się w Polsce. Import wspiera także rozwój rynku jako całości.
Miód to coś więcej niż towar
Samowystarczalność żywnościowa jest coraz częściej poruszanym tematem w kontekście bezpieczeństwa państw i poszczególnych regionów świata. W przypadku miodu w Unii Europejskiej, poziom samowystarczalności jak wynika z raportu Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej Państwowego Instytutu Badawczego szacuje się na około 60%. Czy to źle? Niekoniecznie – pod warunkiem, że deficyt jest uzupełniany w sposób kontrolowany i jakościowy.
– Produkcja miodu to działalność silnie uzależniona od warunków przyrodniczych, których nie da się sztucznie wydłużyć lub zmienić. Dlatego w przypadku Unii Europejskiej całkowite uniezależnienie się od importu może być celem trudnym do osiągnięcia. Znacznie ważniejsze jest zapewnienie zdrowych, zrównoważonych warunków rozwoju sektora pszczelarskiego – od ochrony środowiska, przez wsparcie edukacyjne, po promocję produktów lokalnych. – tłumaczy Przemysła Rujna, Sekretarz Generalny Polskiej Izby Miodu.
(Stowarzyszenie Polska Izba Miodu)